W środę prezydent USA Joe Biden oskarżył prezydenta Rosji Władimira Putina o to, że jest zbrodniarzem wojennym.
To historycznie ważkie oskarżenie było zdawkową uwagą. Reporter zapytał Bidena, czy jego zdaniem Putin jest zbrodniarzem wojennym, gdy prezydent opuszczał licznie zgromadzoną publiczność. – Nie –odpowiedział Biden, odsuwając się od kamery. Klip został przerwany, Biden wrócił i poprosił reportera o powtórzenie pytania. – Och –powiedział Biden, machając ręką, – uważam, że jest zbrodniarzem wojennym – dokończył zdanie.W jego głosie słychać było powagę człowieka, który zmienił zdanie i zamawia keczup zamiast majonezu.
Wypowiedź Bidena była zgodna z podżegającym i prowokacyjnym językiem, którego Waszyngton wielokrotnie używał w celu eskalacji konfliktu z Rosją o Ukrainę. Fakt, że Biden ponownie wystąpił przed kamerą w związku z tym oświadczeniem, świadczy o tym, że celowo zdecydował się na personalizację i eskalację napięcia w celach propagandowych. Takie stwierdzenia mają charakter nieodwracalny.
Zarzut, który stawia Biden, jest jednym z najpoważniejszych. Zarzuty stawiane prezydentowi danego kraju obejmują nie tylko winę za czyny przestępcze popełnione podczas konfliktu, ale także o wiele poważniejsze przestępstwo, jakim jest prowadzenie wojny napastniczej, czyli zbrodni przeciwko pokojowi. Rozpoczęcie takiej wojny jest główną przyczyną rozlewu krwi i zbrodni wojennych, które po niej następują.
Mierząc według tego ścisłego standardu, każdy amerykański prezydent w ciągu ostatnich trzydziestu lat był zbrodniarzem wojennym.
Podstawą prawną tej zasady są oskarżenia o zbrodnie wojenne wniesione w Procesie Norymberskim przeciwko byłym przywódcom nazistowskiego imperium oraz w Procesie Tokijskim przeciwko byłym przywódcom imperium japońskiego po zakończeniu II wojny światowej. Procesy te ustanowiły zasadę prawa międzynarodowego, że planowanie i prowadzenie wojny napastniczej jest „zbrodnią przeciwko pokojowi“. Zostało to zapisane w Konwencji Praw Człowieka ONZ w 1950 r. jako Zasada 6(a) Zasad Norymberskich.
Główny prokurator procesu norymberskiego z 1946 roku, Robert H. Jackson, napisał: „Jeśli pewne naruszenia traktatu stanowią zbrodnię, to dzieje się tak zarówno wtedy, gdy dopuszczają się ich Stany Zjednoczone, jak i wtedy, gdy dopuszczają się ich Niemcy. Nie jesteśmy gotowi ustanawiać wobec innych norm postępowania karnego, których nie pozwolilibyśmy stosować wobec nas“.
Chociaż Stany Zjednoczone odegrały istotną rolę w opracowaniu tych powszechnie obowiązujących precedensów międzynarodowych, Waszyngton zrobił wszystko, co możliwe, aby zasady te nigdy nie miały zastosowania do jego własnych działań.
Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze został utworzony w 1998 roku wraz z podpisaniem Statutu Rzymskiego w celu ścigania zbrodni takich jak ludobójstwo, zbrodnie wojenne i zbrodnie agresji. Stany Zjednoczone przez lata opóźniały i utrudniały utworzenie tego sądu i były jednym z siedmiu państw, które odmówiły podpisania Karty. Oskarżając Putina i innych swoich geopolitycznych wrogów o „zbrodnie wojenne“, a nawet „ludobójstwo“, Stany Zjednoczone odrzucają autorytet MTK i odmawiają uznania jego jurysdykcji nad swoimi przywódcami politycznymi i wojskowymi oraz nad wszystkimi uczestnikami walk.
Waszyngton mówi o „porządku międzynarodowym opartym na zasadach“ głosem nadętego i skorumpowanego sędziego, który arbitralnie narzuca reszcie świata prawa, które sam jawnie łamie.
Wojny prowadzone przez Stany Zjednoczone w ciągu ostatnich trzydziestu lat – Irak, Jugosławia, Afganistan, ponownie Irak, Syria, Jemen, Libia – były, zgodnie z definicją norymberską, wojnami napastniczymi, do których podżegali zbrodniarze wojenni. Złamanie zasad norymberskich zostało zapisane jako oficjalna polityka USA w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego administracji Busha w 2002 roku. Przyznawała ona Stanom Zjednoczonym prawo do podejmowania jednostronnych działań zbrojnych przeciwko innemu państwu bez przedstawiania wiarygodnych dowodów na konieczność samoobrony.
Waszyngton oświadczył, że nie musi już spełniać historycznie ukształtowanego standardu, wynikającego z krwawych doświadczeń dwóch wojen światowych, zgodnie z którym zagrożenie nieuchronnym atakiem jest niezbędne do uzasadnienia działań wojskowych. Stwierdzenie, że widzieli oni możliwość zagrożenia, było wystarczającym powodem do uzasadnienia inwazji. Wojna stała się nagim narzędziem polityki.
– Ogłoszenie doktryny wojny prewencyjnej we wrześniu 2002 roku i jej wdrożenie w marcu 2003 roku w kontekście wojny napastniczej przeciwko Irakowi nie jest niczym innym, jak jawnym pogwałceniem przez Stany Zjednoczone zasad prawa stosowanych wobec przywódców nazistowskich w Norymberdze. Oznaczają one kryminalizację, w pełnym prawnym znaczeniu tego słowa, amerykańskiej polityki zagranicznej – argumentował David North, przewodniczący międzynarodowej redakcji World Socialist Web Site, w przemówieniu wygłoszonym w Trinity College w Dublinie w 2004 roku.
Dzięki sfabrykowanym twierdzeniom o nieistniejącej broni masowego rażenia i uniwersalnemu mandatowi „wojny z terroryzmem“ Waszyngton obrócił w gruzy całe cywilizacje Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej. Miliony ludzi zginęły, a kolejne miliony zostały wypędzone ze swoich domów.
Każda z tych wojen była zbrodnią przeciwko pokojowi. Żaden z tych krajów nie stanowił zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych. Nie można sobie wyobrazić bardziej podręcznikowej definicji wojny napastniczej niż ta, którą Waszyngton prowadził przez ostatnie trzydzieści lat.
– Wojna jest ze swej natury złem. Jej skutki nie ograniczają się jedynie do państw walczących, ale dotyczą całego świata. Rozpętanie wojny napastniczej nie jest zatem jedynie zbrodnią międzynarodową; jest to najpoważniejsza zbrodnia międzynarodowa, różniąca się od innych zbrodni wojennych jedynie tym, że zawiera i kumuluje w sobie wszystkie okropności innych zbrodni – oświadczył w 1945 r. Międzynarodowy Trybunał w Norymberdze.
Wojny agresywne Clintona, Busha, Obamy i Trumpa zawierały w sobie skumulowane zło tortur w Abu Ghraib i Guantanamo, ataków dronów na bawiące się dzieci, wiosek zrównanych z ziemią przez pociski precyzyjne i uchodźców tonących w Morzu Śródziemnym. Bagdad rozpadł się pod wpływem strategii „Shock and Awe“, czyli nieustannych amerykańskich bombardowań; Faludża spłonęła od białego fosforu.
Amerykańskie środki masowego przekazu są współwinne tych zbrodni. Nigdy nie podważali twierdzeń rządu, lecz trąbili o pretekstach. Podsycali wśród społeczeństwa entuzjazm dla wojny. Eksperci, którzy dziś potępiają Putina, gwałtownie domagali się, by Stany Zjednoczone zbombardowały ludność cywilną.
George Will napisał w Washington Postz 7 kwietnia 2004 r.: „Zmiana reżimu, okupacja, budowanie narodu – to krwawy biznes. Teraz Amerykanie muszą przygotować się do użycia siły niezbędnej do rozbrojenia lub pokonania miejskich milicji irackich...“.
Thomas Friedman napisał w New York Timesiew 1999 roku o bombardowaniu Serbii za czasów Clintona: „W Belgradzie powinny zgasnąć światła: Każda sieć energetyczna, każdy wodociąg, każdy most, każda droga i każda fabryka niezbędna do prowadzenia działań wojennych musi zostać namierzona.... [O]dbijemy wasz kraj, rozbijając go na kawałki. Chcecie wrócić do roku 1950? Możemy to zrobić. Chcecie cofnąć się do roku 1389? My też możemy to zrobić“.
W atmosferze nowej medialnej histerii Biden nazywa Putina zbrodniarzem wojennym. Media, nie zajmując się działaniami Stanów Zjednoczonych i nie biorąc nawet chwili oddechu, podsycają ogień pod coraz szerzej rozwijającą się wojnę.
Jeśli Putin ma zostać postawiony w stan oskarżenia, kryterium stosowane wobec niego musi być stosowane także wobec innych głów państw, a przede wszystkim wobec prezydentów amerykańskich.
Pycha i hipokryzja charakteryzują każdą wypowiedź Waszyngtonu, a jego zuchwałość jest być może niespotykana w historii świata. Imperium amerykańskie, z rękami zanurzonymi we krwi po łokcie, gestykuluje w stronę swoich wrogów i krzyczy o zbrodniach wojennych.