David North wygłosił ten wykład 22 października 2016 r. na zaproszenie International Youth and Students for Social Equality (IYSSE) na Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie przed 250 studentami i gośćmi. North jest przewodniczącym Socialist Equality Party w USA i redaktorem naczelnym World Socialist Web Site. Podczas wydarzenia North zaprezentował swoją książkę The Frankfurt School, Postmodernism and the Politics of the Pseudo-Left.
Wykład można przeczytać tutaj w języku angielskim.
* * *
Chciałbym podziękować IYSSE za umożliwienie mi wystąpienia na Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie nad Menem. Tytuł mojego wykładu brzmi: „Filozofia i polityka w czasach wojny i rewolucji”. Tytuł wskazuje na charakter mojego zainteresowania kwestiami teoretycznymi, o których będę mówił tego wieczoru, oraz na sposób, w jaki do nich podchodzę.
Moja krytyka szkoły frankfurckiej i postmodernizmu ma charakter polityczny, a nie akademicki. Uważam takie podejście za konieczne, ponieważ przedstawiciele tej szkoły są postrzegani przez wielu jako reprezentanci radykalnej szkoły myślenia, która może służyć jako teoretyczna i intelektualna podstawa skutecznej, a nawet rewolucyjnej zmiany w społeczeństwie.
Jednak ich twierdzenie, że albo uzupełnili marksizm o niezbędne poprawki, albo udowodnili, że jest on przestarzały, jest bezpodstawne i z gruntu fałszywe. Teraz, gdy Syriza haniebnie skapitulowała w Grecji i ujawniła się jako reakcyjna partia reprezentująca interesy bogatych i zadowolonych z siebie części greckiej drobnej burżuazji, nie można już zaprzeczać, że istnieje ścisły związek między kluczowymi elementami akademickiego postmarksizmu a programami politycznymi, które są diametralnie sprzeczne z interesami klasy robotniczej. Fakt, że wiele wariantów szkoły frankfurckiej i postmodernizmu używa celowo niejasnej frazeologii, aby ukryć swoje stanowisko polityczne, w niczym tego nie zmienia.
Nasze dzisiejsze wydarzenie odbywa się na krótko przed ważną rocznicą historyczną i polityczną: 26 grudnia 1991 r. Związek Radziecki został oficjalnie rozwiązany. Wydarzenie to było powszechnie interpretowane jako druzgocące obalenie socjalizmu i zwycięstwo kapitalizmu. Rzekomo koniec ZSRR pokazał, że kapitalizm był jedyną możliwą podstawą każdego porządku społecznego. 74 lata po rewolucji październikowej z 1917 r. kapitalistyczne elity miały teraz wolną rękę do reorganizacji świata zgodnie z zasadami czysto rynkowymi. Prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił „Nowy Porządek Świata”. Zaledwie sześć tygodni po rozwiązaniu ZSRR, 7 lutego 1992 r. podpisano Traktat z Maastricht, który stał się podstawą do wprowadzenia euro i utworzenia Unii Europejskiej.
Szał zwycięstwa po rozwiązaniu ZSRR opierał się na fundamentalnym historycznym błędzie.
Po pierwsze, historyczne dziedzictwo rewolucji socjalistycznej, która miała miejsce 74 lata wcześniej, nie zostało po prostu wymazane wraz z końcem Związku Radzieckiego. Rewolucja październikowa jest jednym z najważniejszych momentów w historii świata. Przejęcie władzy przez partię bolszewicką w październiku 1917 roku wstrząsnęło całym światem. Dało to polityczny impuls do rewolucyjnych, antykapitalistycznych i antyimperialistycznych walk, które wybuchły na całym świecie. Wielka rewolucja podniosła świadomość mas nawet poza granicami Związku Radzieckiego. Niemożliwe jest zrozumienie XX wieku — nie mówiąc już o XXI — bez dokładnego zbadania historii rewolucji i jej dalszego rozwoju.
Drugim elementem błędnej oceny było utożsamienie reżimu, który zlikwidował się w grudniu 1991 r. i tym samym usunął wszelkie przeszkody na drodze do restauracji kapitalizmu, z socjalizmem i marksizmem. Państwo kierowane przez Gorbaczowa nie było socjalistyczne, lecz stalinowskie. Biurokratyczny reżim stojący na czele tego państwa umocnił swoją władzę w latach 30. poprzez kampanię terroru, w której praktycznie cała marksistowska inteligencja i bolszewicka, socjalistyczna awangarda klasy robotniczej zostały unicestwione. Rozwiązanie Związku Radzieckiego w grudniu 1991 r. potwierdziło ostrzeżenie, które Lew Trocki sformułował prawie 60 lat wcześniej: albo klasa robotnicza obali biurokrację, albo reżim biurokratyczny zniszczy Związek Radziecki.
Polityczni przywódcy światowego kapitalizmu byli całkowicie zaskoczeni rozwiązaniem Związku Radzieckiego. Nawet po upadku reżimów stalinowskich w Europie Wschodniej w 1989 roku, powszechnie zakładali, że Związek Radziecki będzie istniał przez kolejne dziesięciolecia. Dla kontrastu, Czwarta Międzynarodówka — światowy ruch trockistowski — już w 1986 roku ogłosiła, że pierestrojka Gorbaczowa oznaczała śmierć reżimu stalinowskiego. Byliśmy praktycznie osamotnieni w tej prognozie. W panicznym strachu przed rosnącym sprzeciwem klasy robotniczej i w konwulsyjnej obronie swoich przywilejów, podupadła biurokratyczna elita przygotowywała restaurację kapitalizmu.
Przede wszystkim jednak triumfalne wyjaśnienie rozwiązania Związku Radzieckiego doprowadziło do groteskowego błędnego osądu, można by wręcz powiedzieć urojenia, co do historycznej sytuacji kapitalistycznego systemu światowego. Jego przywódcy faktycznie wyobrażali sobie, że mogą odtąd organizować świat gospodarczo, politycznie i społecznie tak, jakby rewolucja 1917 roku i wstrząsy, które po niej nastąpiły, nigdy się nie wydarzyły. Takie iluzje były teoretycznie uzasadniane przez autorów takich jak Francis Fukuyama, który ogłosił „koniec historii”, i Eric Hobsbawm, który mówił o „krótkim XX wieku”. Pod tym pojęciem rozumiał on okres między wybuchem I wojny światowej w 1914 r. a rozwiązaniem Związku Radzieckiego w 1991 r. Autorzy ci twierdzili, że gorączka wojny i rewolucji została ostatecznie przezwyciężona, a burżuazyjno-kapitalistyczne społeczeństwo może odtąd podążać normalnym torem.
Teraz można ocenić te oceny końca ZSRR z perspektywy czasu. Ogłaszanie historycznego zwycięstwa kapitalizmu było, delikatnie mówiąc, nieco przedwczesne. Historia się nie skończyła, a problemy nowego stulecia wyraźnie przywołują wspomnienia poprzedniego. Światowa burżuazja miała 25 lat, by pokazać nam, co może osiągnąć, gdy widmo socjalizmu i marksizmu nie dyszy jej nieustannie w kark. Co więc osiągnęła?
Ćwierć wieku po rozwiązaniu ZSRR, postsowiecki świat kapitalistyczny jest nękany przez globalny kryzys o egzystencjalnych proporcjach. Gdyby Voltaire'owski Doktor Pangloss przybył do dzisiejszego świata i miał skomentować jego stan, nawet on prawdopodobnie uniósłby ramiona w przerażeniu. Na każdym poziomie — politycznym, gospodarczym, społecznym i kulturowym — społeczeństwo kapitalistyczne stoi w obliczu kryzysu, który można porównać jedynie do okresu przed Wielkim Kryzysem i II wojną światową. Starzy reformatorzy socjaldemokracji, pod wpływem Bernsteina, lubili naśmiewać się z „teorii upadku” przed I wojną światową. Ale w 1914 r. nie było się z czego śmiać. Dziś znajdujemy się w kryzysie systemowym, który stale się pogłębia i grozi katastrofą.
Na froncie gospodarczym, system kapitalistyczny potyka się od jednego kryzysu do drugiego. Krach finansowy z 2008 roku doprowadził świat na skraj przepaści. Dziś, prawie dziesięć lat później, globalna gospodarka pozostaje w stanie stagnacji. Analitycy ekonomiczni przyznają, że stopa wzrostu pozostanie niska przez lata, jeśli nie dekady.
Nierówności społeczne dramatycznie wzrosły w ciągu ostatnich 20 lat. Jedno z badań wykazało, że 62 najbogatszych ludzi na świecie posiada więcej niż dolna połowa światowej populacji razem wzięta. Majątek 62 zamożnych osób jest zatem równy majątkowi 3,5 miliarda ludzi. Średni majątek osobisty jednej z tych 62 najbogatszych osób jest większy niż majątek 56 milionów członków najbiedniejszej klasy społecznej! Taki stopień nierówności społecznej jest nie do pogodzenia z demokracją. Głęboka utrata zaufania do żywotności burżuazyjno-demokratycznych instytucji znajduje odzwierciedlenie we wzroście partii reakcyjnych na całym świecie. Dlaczego masy miałyby nadal ufać tym instytucjom? Przez 25 lat szerokie grupy ludności pracującej obserwowały nieustanne pogarszanie się standardu życia. To dlatego Unia Europejska nie ma już żadnej wiarygodności, co doprowadziło do zwycięstwa zwolenników Brexitu w brytyjskim referendum.
W Stanach Zjednoczonych, wielkim bastionie globalnego kapitalizmu, frustracja i rozczarowanie dziesiątek milionów ludzi pracy znajduje zdezorientowany polityczny wyraz w powstaniu Donalda Trumpa. W komentarzu do amerykańskich wyborów niemiecki tygodnik Die Zeit postawił niedawno pytanie: „Czy Amerykanie oszaleli?”. Z daleka rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Jak to możliwe, że Donald Trump — skorumpowany i faszystowski oszust — został nominowany na kandydata na prezydenta jednej z dwóch głównych partii politycznych w USA? W szczególności Niemcy powinni być w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Obywatele tego kraju nie powinni mieć trudności ze zrozumieniem procesów politycznych w USA. 82 lata temu Lew Trocki wyjaśnił przyczyny popularności Hitlera w następujący sposób:
W kraju było mnóstwo zrujnowanych i tonących ludzi z bliznami i świeżymi siniakami. Wszyscy chcieli walić pięściami w stół. Hitler potrafił to zrobić lepiej niż inni. To prawda, nie wiedział, jak wyleczyć zło. Ale jego przemowy rozbrzmiewały, raz jak rozkazy, raz jak modlitwy skierowane do nieubłaganego losu[1].
W Ameryce są miliony ludzi, którzy ponieśli blizny i siniaki przez zimne i bezlitosne społeczeństwo. Trump daje im możliwość wyrażenia gniewu i frustracji. Republikański kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie pochodzi z amerykańskiej wersji monachijskiej piwiarni. Donald Trump zarobił miliardy na oszustwach związanych z nieruchomościami na Manhattanie, półtajnych transakcjach hazardowych z kasynami i groteskowych „reality show”, które bawią i ogłupiają widzów telewizyjnych, odgrywając absurdalne, odrażające i w większości fikcyjne sceny z „prawdziwego życia”. Kandydaturę Donalda Trumpa można opisać jako przeniesienie technik reality show do polityki.
Trump obiecuje „uczynić Amerykę znowu wielką”. Tym sloganem odwołuje się do nostalgicznych tęsknot za bezpowrotną przeszłością, która tak naprawdę nigdy nie istniała. Amerykanie zawsze lubili nabierać się na oszustów, którzy sprzedawali im cudowne leki na wypadanie włosów i wzdęcia. Trump, który potrafi sprzedawać kicz jak nikt inny, zbił fortunę obiecując Amerykanom, że zdradzi im sekret sukcesu i bajecznego bogactwa. A teraz obiecuje powrót do „wielkości” Ameryki. Tym sloganem trafia w gusta milionów ludzi, których życie w dzisiejszej Ameryce wcale nie jest wspaniałe. A jak ma zostać odzyskana dawna „wielkość”? Budując 3200-kilometrowy mur wzdłuż południowej granicy Stanów Zjednoczonych, deportując miliony imigrantów z Ameryki Łacińskiej, zakazując muzułmanom wjazdu do kraju, nakładając wysokie cła importowe na chińskie towary, a przede wszystkim poprzez masowe obniżki podatków dla dużych korporacji i bogatych osób, takich jak on sam.
Oczywiście, to wszystko kłamstwo. Ale gniew i frustracja stojące za ruchem kierowanym przez Trumpa mają prawdziwe korzenie w społecznej nędzy, dla której amerykański kapitalizm nie ma rozwiązania. Przeciwniczka Trumpa, Hillary Clinton, uosabia skorumpowane status quo i jest całkowicie utożsamiana z Wall Street oraz wojskowym i wywiadowczym establishmentem. Żaden z problemów społecznych, które dotykają zdecydowaną większość Amerykanów — spadający standard życia, rosnące koszty opieki zdrowotnej, niepewne zatrudnienie i (dla milionów młodych ludzi) oszałamiający poziom zadłużenia studentów — nie został uwzględniony w platformie wyborczej Clinton.
Pomimo poparcia dla Trumpa, w Stanach Zjednoczonych nie ma jeszcze masowego ruchu faszystowskiego. Należy pamiętać, że miliony Amerykanów zostały w tym roku pobudzone przez kampanię Berniego Sandersa, który był powszechnie uważany za socjalistę. Po tym, jak Sanders porzucił swoją kampanię na rzecz Clinton, wielu jego zwolenników uznało Trumpa za jedyną alternatywę dla status quo. Nie oznacza to jednak, że chcą faszystowskiego rządu. Niemniej jednak kampania Trumpa jest sygnałem ostrzegawczym, nawet jeśli przegra on wybory w listopadzie. Dwadzieścia pięć lat po porażce Związku Radzieckiego amerykańska demokracja przeżywa ostatnie konwulsje.
Przyjrzyjmy się teraz sytuacji międzynarodowej. Po rozwiązaniu Związku Radzieckiego wiele mówiło się o „dywidendzie pokojowej”. Mówiono, że wraz z końcem zimnej wojny niebezpieczeństwo konfliktów zbrojnych znacznie spadło, a ogromne wydatki na obronę można było znacznie zmniejszyć. Tak się jednak nie stało. Ostatnie ćwierć wieku charakteryzowało się niemal ciągłymi wojnami. Jeszcze przed formalnym rozwiązaniem Związku Radzieckiego, Stany Zjednoczone wykorzystały zamieszanie na Kremlu do pierwszej inwazji na Irak zimą 1990/91.
Następnie Stany Zjednoczone i Niemcy postanowiły celowo doprowadzić do rozbicia Jugosławii. Rezultatem była krwawa wojna domowa na Bałkanach, której kulminacją była wojna USA przeciwko Serbii w 1998 roku. Atak na World Trade Center w Nowym Jorku 11 września 2001 r. stał się pretekstem do „wojny z terroryzmem”, która trwa nieprzerwanie od ponad 15 lat.
Jest teraz oczywiste, że „wojna z terroryzmem” jest propagandowym hasłem używanym przez amerykański imperializm w celu uzasadnienia jego dążenia do globalnej hegemonii. Stany Zjednoczone nie miały żadnych zahamowań w wykorzystywaniu swoich rzekomych „terrorystycznych” przeciwników, Al-Kaidy i powiązanego z nią Frontu Al-Nusra, do realizacji swoich celów geopolitycznych na Bliskim Wschodzie. Wojny wywołane przez USA na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej są tylko pierwszymi krokami w strategii światowej dominacji, która już znacznie zintensyfikowała konflikt z Rosją i Chinami. Oczywiście europejski imperializm nie może stać z boku w zbliżającym się globalnym konflikcie. Niemiecka klasa panująca po raz kolejny mówi o swojej roli jako światowego mocarstwa, a media systematycznie przywracają słownictwo militaryzmu do politycznego słownika.
Istnieje głęboka przepaść między zaawansowanymi przygotowaniami do konfliktu zbrojnego, który może obejmować użycie broni jądrowej, a świadomością społeczną dotyczącą skali zagrożenia. W Stanach Zjednoczonych stratedzy wojskowi opublikowali liczne dokumenty, które sugerują, że poważna wojna z Rosją i Chinami jest wysoce prawdopodobna, jeśli nie nieunikniona, w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Martin Dempsey, emerytowany generał armii amerykańskiej i były przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów, powiedział we wrześniu 2015 roku: „To najbardziej niebezpieczny czas w moim życiu”[2].
W zeszłym miesiącu Rada Atlantycka, która odgrywa wpływową rolę w formułowaniu polityki rządu USA, wydała dokument zatytułowany Przyszłość armii. Stwierdzono w nim bez ogródek: „Pod wieloma względami Stany Zjednoczone wkroczyły w erę wiecznej wojny, ponieważ będą musiały nadal zajmować się różnymi przejawami tego zagrożenia przez lata, a prawdopodobnie przez dziesięciolecia[3]”. Armia musi przygotować się na „‚następną wielką wojnę’ — angażującą bardzo zdolnych przeciwników, wysoki poziom śmierci i zniszczenia oraz być może setki tysięcy żołnierzy amerykańskich”[4]. W jednym z najbardziej dosadnych fragmentów raport stwierdza:
Nawet jeśli ta myśl jest nieprzyjemna, armia musi poprawić swoją zdolność do ponoszenia ciężkich strat i kontynuowania walki. [...] Doktryna wojskowa i szkolenie w takich strasznych sytuacjach muszą zostać odnowione; przywódcy muszą być przygotowani do walki nawet w obliczu ciężkich strat, do reorganizacji oddziałów i utrzymania ich ducha walki. Podczas szkolenia jednostki powinny być narażone na zmasowany ostrzał rakietowy i artyleryjski, ataki chemiczne, a nawet nuklearne, aby symulować dużą liczbę ofiar, gdy kontynuacja misji wymaga reorganizacji[5].
Inna analiza, napisana z rosyjskiej perspektywy, zawierała następującą ocenę obecnego stanu globalnych napięć:
Ponieważ główne mocarstwa modernizują swoje arsenały, dostosowują struktury swoich wojsk i rozpoczynają politykę wysokiego ryzyka, sytuacja coraz bardziej podobna do „karabinu na ścianie” Czechowa, gotowy do strzału w każdej chwili. Z każdym rokiem wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że rywalizacja między mocarstwami, militarne gambity i błędne kalkulacje mogą ponownie rozpalić międzypaństwowy konflikt z katastrofalnymi konsekwencjami. [...]
Wszystkie analogie są niedoskonałe, ale pod pewnymi ważnymi względami dzisiejszy świat przypomina lata poprzedzające I wojnę światową. Może nie jest wielobiegunowy, ale jest uwikłany w złożoną sieć regionalnych sojuszy, dwustronnych gwarancji traktatowych i tym podobnych[6].
Podsumowując doświadczenia ćwierćwiecza, „triumf kapitalizmu” ogłoszony po rozwiązaniu Związku Radzieckiego okazał się katastrofalnym błędem w interpretacji rzeczywistości historycznej. Te same podstawowe sprzeczności kapitalizmu odkryte przez marksizm, które doprowadziły do wojen i rewolucji XX wieku — między produkcją społeczną a prywatną własnością sił wytwórczych oraz między rzeczywistością globalnie zintegrowanego procesu produkcji a utrzymywaniem się państwa narodowego — leżą u podstaw gospodarczych, społecznych i politycznych konwulsji współczesnego świata.
Biorąc pod uwagę głębię światowego kryzysu kapitalistycznego — oczywistą stagnację światowej gospodarki, oszałamiającą koncentrację bogactwa i wzrost nierówności społecznych oraz szybko rosnące niebezpieczeństwo katastrofalnej wojny z udziałem mocarstw uzbrojonych w broń jądrową — należy zadać pytanie: Dlaczego nie ma międzynarodowego masowego rewolucyjnego ruchu antykapitalistycznego i socjalistycznego? A dokładniej, dlaczego po 25 latach praktycznie niekończącej się wojny nie ma globalnego ruchu przeciwko imperializmowi? Dlaczego partie prawicowe zyskują na sile w warunkach, które powinny sprzyjać lewicy, która historycznie była utożsamiana z walką z kapitalizmem?
Są to pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Złożona interakcja obiektywnych i subiektywnych czynników leży u podstaw przedłużającego się kryzysu rewolucyjnego ruchu robotniczego. Niemniej jednak „subiektywny czynnik” przywództwa politycznego — a dokładniej, wprowadzanie w błąd — odegrał główną rolę w sabotowaniu i niszczeniu rewolucyjnych dążeń klasy robotniczej. Trudno jest wyolbrzymić intelektualne i polityczne spustoszenie spowodowane przez stalinizm. Kilka pokoleń robotników i socjalistycznie nastawionych intelektualistów zostało zdezorientowanych i zdemoralizowanych przez zbrodnie i groteskowe fałszerstwa sowieckiej biurokracji i jej międzynarodowej sieci.
Jak można zacząć mierzyć wpływ klęski niemieckiej klasy robotniczej w 1933 r. i dojścia Hitlera do władzy, za co w głównej mierze odpowiedzialna była katastrofalna polityka narzucona niemieckiej partii komunistycznej przez Stalina, czy też procesów moskiewskich i Wielkiego Terroru, zdrady rewolucji hiszpańskiej, paktu Stalin-Hitler z 1939 r., zabójstwa Lwa Trockiego, zdrady powojennego zrywu rewolucyjnego klasy robotniczej we Francji, Włoszech i Grecji, krwawego stłumienia powstań klasy robotniczej w Niemczech Wschodnich i na Węgrzech, zdrady strajku generalnego robotników i studentów we Francji w maju-czerwcu 1968 roku, czy stłumienia przez Sowietów zaledwie dwa miesiące później, w sierpniu 1968 roku, Praskiej Wiosny i wprowadzenia stanu wojennego w celu stłumienia walk polskiej klasy robotniczej.
Rozwiązanie Związku Radzieckiego było kulminacją ponad sześćdziesięciu lat nieubłaganego fałszowania marksizmu, teoretycznie i politycznie. Najbardziej szkodliwym kłamstwem XX wieku było utożsamianie stalinizmu z marksizmem. Co więcej, pełne rozliczenie jego zbrodni musi również obejmować politykę i praktyki maoizmu, który jest zakorzeniony w stalinizmie.
Nie ma wątpliwości, że dziedzictwo stalinizmu było głównym czynnikiem dezorientacji tych drobnomieszczańskich teoretyków, którzy odegrali główną rolę, bezpośrednio i pośrednio, w formułowaniu teoretycznych i politycznych koncepcji związanych zarówno ze szkołą frankfurcką, jak i postmodernizmem. Historyczny pesymizm, który stanowi główny element ich poglądów, jest ściśle związany z przypisywaniem klasie robotniczej odpowiedzialności za konsekwencje zbrodni popełnionych przez reżimy stalinowskie.
Koniec ZSRR i, musimy dodać, przywrócenie kapitalizmu w Chinach przez reżim maoistowski, towarzyszyły niemal całkowitemu załamaniu politycznemu wśród szerokiej części lewicowej inteligencji, zwłaszcza na uniwersytetach, która utożsamiała stalinizm (w tym w jego maoistowskim przebraniu) z socjalizmem i marksizmem. Szybko doprowadziło to do porzucenia socjalizmu jako celu politycznego. Niechęć do zbadania odpowiedzialności stalinizmu za zniszczenie Związku Radzieckiego, wydarzenia 1991 roku i ich następstwa pogłębiły antymarksistowskie uprzedzenia i antypatie drobnomieszczańskiej lewicy akademickiej.
Przez ostatnie 25 lat to, co było przedstawiane jako „lewicowa” polityka — składająca się z niejasnej radykalnej i anarchistycznej frazeologii, ale całkowicie oderwana od teoretycznych podstaw i rewolucyjnej perspektywy marksizmu — odzwierciedlało wpływ dwóch dominujących tendencji filozoficznych, utożsamianych z tym, co ogólnie określa się jako postmodernizm i szkołę frankfurcką, na uniwersytetach na całym świecie. Tendencje te nie są identyczne. Istnieją znaczące różnice w ich intelektualnych, teoretycznych i kulturowych korzeniach. Niemniej jednak są ze sobą blisko spokrewnione, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę ich polityczne poglądy i cel: obalenie i odrzucenie marksizmu. Uważają za anatemę zasadniczy element marksizmu, a mianowicie materializm filozoficzny, z którego wywodzi się materialistyczna koncepcja historii.
Podobnie jak w przypadku wszystkich filozoficznych „szkół myślenia”, rygorystyczna analiza teoretyczna ujawni ich skomplikowaną genealogię intelektualną. Zarówno szkoła frankfurcka, jak i postmodernizm są głęboko zakorzenione w idealistycznym irracjonalizmie Schopenhauera i oczywiście Nietzschego. Wpływ reakcyjnego mistyka Heideggera jest wyraźnie obecny w pismach niektórych zwolenników szkoły frankfurckiej — zwłaszcza Marcusa — a nawet szerzej, wśród postmodernistów.
Jednak w ocenie zarówno szkoły frankfurckiej, jak i postmodernizmu, warto przypomnieć ocenę teorii ekonomicznych Pierre'a-Josepha Proudhona dokonaną przez Marksa. W liście do Annienkowa z 1846 r. Marks wydał druzgocący osąd na temat Filozofii ubóstwa Proudhona. „Nie dlatego” — napisał Marks — „daje nam pan Proudhon błędną krytykę ekonomii politycznej, że jest w posiadaniu śmiesznej filozofii, ale dlatego daje śmieszną filozolię, że nie zrozumiał współczesnych stosunków społecznych w ich powiązaniu [engrenement] — żeby użyć słowa, które pan Proudhon, obok wielu innych rzeczy, zapożyczył od Fouriera[7]”.
Parafrazując Marksa, postmoderniści i zwolennicy szkoły frankfurckiej prowadzą absurdalną politykę nie dlatego, że ich filozofia jest absurdalna. Jawne absurdy ich filozofii wynikają raczej z ich reakcyjnej, drobnomieszczańskiej polityki. Po prostu nie można zrozumieć ani szkoły frankfurckiej, ani postmodernizmu bez uznania, że odrzucenie marksizmu i perspektywy rewolucji socjalistycznej opartej na klasie robotniczej stanowi podstawowy impuls polityczny dla ich teorii.
Teoria postmodernistyczna powstała w szczególności jako odrzucenie marksizmu i perspektywy rewolucji proletariackiej. Fundamentalna rola Jeana-François Lyotarda w jej powstaniu jest dobrze znana. Jest on autorem zdania: „Upraszczając do ekstremum, definiuję postmodernizm jako niedowierzanie wobec metanarracji”. „Metanarracje”, które należy odrzucić, to te, które wspierają marksistowską perspektywę rewolucji socjalistycznej. Tak więc to, co jest znane w kręgach akademickich jako „postmodernizm”, byłoby dokładniej zdefiniowane jako „akademicki postmarksizm”.
Lyotard był członkiem kręgu byłych trockistowskich intelektualistów we Francji, którzy publikowali czasopismo zatytułowane Socialisme ou Barbarie. Początki tego czasopisma leżały w odrzuceniu trockizmu. W szczególności grupa Socialisme ou Barbarie sprzeciwiała się przeprowadzonej przez Trockiego analizie struktury społecznej Związku Radzieckiego, a konkretnie jego definicji Związku Radzieckiego jako zdegenerowanego państwa robotniczego. Rewolucja zdradzona Trockiego rozwijała „metanarrację” rewolucji październikowej, jej ewolucji politycznej i jej związku z przyszłym historycznym rozwojem ludzkości, którą Lyotard odrzucił. Grupa Socialisme ou Barbarie podkreślała, że biurokracja rządząca Związkiem Radzieckim nie była, jak twierdził Trocki, jedynie pasożytniczą kastą, której brakowało niezależnej roli politycznej i która albo zostanie obalona przez rewolucję polityczną odradzającej się radzieckiej klasy robotniczej, albo będzie przewodniczyć restauracji kapitalizmu. Grupa postrzegała biurokrację raczej jako nowy typ klasy rządzącej.
Polityczny wniosek płynący z tej teorii był taki, że rewolucyjna rola przypisywana przez marksizm klasie robotniczej została obalona. Nawet tam, gdzie klasa robotnicza była w stanie obalić burżuazję, okazała się niezdolna do utrzymania władzy. Mogła jedynie przygotować grunt pod powstanie nowej klasy wyzyskiwaczy. Tak więc marksistowska „metanarracja” była nietrafna i była nietrafna od samego początku. Materialistyczna koncepcja historii była jedynie fikcją, której roszczenia do obiektywnej prawdy można było odrzucić. Myśl, pisał Lyotard, „musi ustąpić przed dowodami na to, że wielkie narracje emancypacji, zaczynające się (lub kończące) na ‚naszej’, radykalnym marksizmie, straciły swoją zrozumiałość i treść”.
Odrzuciwszy „metanarrację” marksizmu, co prorocy postmarksizmu proponują na jej miejsce? Jaką anty-metanarrację opracowali, która może służyć jako adekwatna teoretyczna podstawa dla skutecznych działań społecznych? Po rzekomym stwierdzeniu bankructwa klasy robotniczej jako skutecznej agencji społecznej dla antykapitalistycznych działań i rewolucyjnych zmian, jaką alternatywną podstawę progresywnej walki politycznej odkryli postmarksiści? Przyjrzyjmy się ich ostatnim pismom w poszukiwaniu odpowiedzi.
Alain Badiou jest jednym z najbardziej znanych współczesnych filozofów francuskich. W trakcie swojej długiej kariery akademickiej był blisko związany z Michelem Foucaultem, Gillesem Deleuze'em i Lyotardem. Badiou jest krytyczny wobec niektórych elementów postmodernizmu, a nawet twierdzi, że podtrzymuje koncepcję obiektywnej prawdy, ale ogłosił nieistotność wszystkich dwudziestowiecznych koncepcji marksistowskich.
Marksizm, ruch robotniczy, demokracja masowa, leninizm, partia proletariatu, państwo socjalistyczne — wszystkie wynalazki XX wieku — nie są już dla nas przydatne. Na poziomie teoretycznym z pewnością zasługują na dalsze badania i rozważania; ale na poziomie praktycznej polityki stały się niewykonalne. [...] [XIX-wieczny] ruch i [XX-wieczna] partia były specyficznymi sposobami komunistycznej hipotezy; nie jest już możliwy powrót do nich[8].
W innym eseju Badiou pisze:
Tak, przyznajmy to otwarcie: Marksizm jest w kryzysie; marksizm jest zatomizowany. Po impulsie i twórczym rozszczepieniu z lat sześćdziesiątych, po walkach narodowowyzwoleńczych i rewolucji kulturalnej, to, co odziedziczyliśmy w czasach kryzysu i bezpośredniego zagrożenia wojną, to wąski i fragmentaryczny zbiór myśli i działań, uwikłany w labirynt ruin i pozostałości [9].
Co postmarksistowski profesor proponuje jako alternatywę dla marksizmu? Badiou przyznał, ze szczerością godną szacunku, że nie odkryto żadnej alternatywy, która mogłaby zająć miejsce odrzuconego ortodoksyjnego marksizmu. W eseju zatytułowanym „Nasza współczesna niemoc” Badiou pisze:
Myślę, że to, czego dziś doświadczamy, to [...] fakt, że większość kategorii politycznych, które aktywiści ruchu próbują wykorzystać do myślenia i przekształcania naszej obecnej sytuacji, jest w obecnym stanie w dużej mierze nieprzydatna[10].
Frederic Jameson przez dziesięciolecia był zdecydowanym krytykiem ortodoksyjnego marksizmu, czerpiąc z tego czy innego elementu postmarksistowskiego subiektywizmu w poszukiwaniu alternatywy dla rzekomej sztywności materializmu historycznego. Do jakich politycznych wniosków doszedł profesor Jameson? W swojej najnowszej książce czyni on niezwykłe wyznanie:
No dobrze, lewica miała kiedyś program polityczny zwany rewolucją. Wydaje się, że nikt już w nią nie wierzy, po części dlatego, że agencja, która miała ją wywołać, zniknęła, po części dlatego, że system, który miała zastąpić, stał się zbyt wszechobecny, by wyobrazić sobie jego zastąpienie, a po części dlatego, że sam język związany z rewolucją stał się tak staroświecki i archaiczny, jak język Ojców Założycieli. Ktoś kiedyś powiedział, że łatwiej jest wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu, a wraz z tym idea rewolucji obalającej kapitalizm wydaje się zanikać[11].
Wykład we Frankfurcie powinien oczywiście zawierać przynajmniej jeden cytat współczesnego przedstawiciela szkoły frankfurckiej. W dyskusji na temat swojej najnowszej książki Die Idee des Sozialismus [Idea socjalizmu], profesor Axel Honneth został niedawno zapytany: „Czy uważa Pan, że idee socjalistyczne ponownie odegrają większą rolę w Niemczech?”. Honneth odpowiedział:
Uważam, że socjalizm ma szansę tylko wtedy, gdy przyjmie formę, która jest w jakiś sposób zgodna z naszymi obecnymi doświadczeniami. Aby to osiągnąć, [...] wiele z tego, co jest przestarzałe w socjalizmie, musi zostać wyrzucone za burtę: idea proletariatu jako rewolucyjnego podmiotu, idea, że postęp jest czymś, co powstaje z mocy prawa, nawet idea, że nasze społeczeństwo zasadniczo ma swój jedyny przyszły projekt do zmiany w gospodarce — wszystko to musi zostać wyrzucone za burtę. A potem możemy albo mieć nadzieję, albo poczekać, aby zobaczyć, czy taki zrewidowany socjalizm ponownie zdobędzie serca lub uczucia dużej części populacji.
Odpowiedź Honnetha jest na swój sposób zwięzłym wyrazem zasadniczo konserwatywnych, głęboko pesymistycznych i zdemoralizowanych poglądów, które charakteryzowały szkołę frankfurcką od jej najwcześniejszych dni. Cechy te są zakorzenione w głównym sprzeciwie szkoły frankfurckiej wobec marksizmu: jest nim nacisk na rewolucyjną rolę klasy robotniczej. Dla Honnetha i „szkoły”, do której należy, walka klas jest albo skazana na porażkę, albo niedopuszczalna, a socjalizm nie może dążyć do zniesienia prywatnej własności środków produkcji. Tak więc socjalizm może istnieć tylko jako idea.
Cytaty, które wybrałem, są reprezentatywne dla tego, co można znaleźć w niezliczonych tomach wyprodukowanych przez pseudolewicowych antymarksistów. Ale to, czego nie można znaleźć w pismach żadnego z tych, którzy wyznają wiele odmian postmodernizmu i pozostałości szkoły frankfurckiej, to jakikolwiek program, na którym można oprzeć rewolucyjną walkę z kapitalizmem i imperializmem.
Poszukiwanie alternatywy dla marksizmu jest beznadziejnym przedsięwzięciem. Ci profesorowie, którzy są zaangażowani w ten nieszczęśliwy i bezproduktywny wysiłek, szukają teorii rewolucji, która wyklucza walkę klas, i programu socjalistycznego, który pozostawia kapitalizm nietknięty. Aby teoretycznie uzasadnić tak absurdalny projekt polityczny, muszą nieuchronnie uciekać się do nieuczciwości i szarlatanerii.
Żyjemy w rewolucyjnych czasach. Sprzeczności, które prowadzą do wojny, przygotowują również grunt pod rewolucję społeczną. Wbrew twierdzeniom subiektywistów i irracjonalistów, którzy głoszą zanik subiektywnego czynnika rewolucji socjalistycznej w rozumieniu Marksa, globalny rozwój kapitalizmu w ciągu ostatniego półwiecza znacznie powiększył szeregi klasy robotniczej. Jest to podstawowa siła, do której zwracają się marksiści. Wielkim wyzwaniem stojącym przed marksistami jest polityczne przygotowanie awangardy zaawansowanych robotników, która mogłaby pokierować nadchodzącym masowym ruchem klasy robotniczej w kierunku zdobycia władzy politycznej. Z czego składa się to przygotowanie?
W błyskotliwym traktacie filozoficznym Materializm a empiriokrytycyzm, napisanym w 1908 roku, Lenin wyjaśnił, że marksizm odkrył „obiektywną logikę” praw ekonomicznych, które determinują ewolucję bytu społecznego. Dlatego napisał:
Najdonioślejszym zadaniem ludzkości jest ogarnięcie myślą tej obiektywnej logiki ewolucji gospodarczej (ewolucji bytu społecznego) w jej zarysach ogólnych i podstawowych, aby można było jak najwyraźniej, jak najjaśniej, jak najbardziej krytycznie przystosować do niej swoją świadomość społeczną i świadomość przodujących klas wszystkich krajów kapitalistycznych[12].
W 1914 roku, pięć lat po publikacji pracy Materializm a empiriokrytycyzm, rozpoczęła się I wojna światowa. W obliczu zdrady niemieckiej SPD i Drugiej Międzynarodówki Lenin starał się zmobilizować rewolucyjnych internacjonalistów w Europie i na całym świecie. W przeciwieństwie do apologetów imperializmu, takich jak Kautsky, którzy starali się ukryć obiektywne przyczyny wojny, teoretyczna praca Lenina w latach 1914-1917 ujawniła obiektywne przyczyny wojny imperialistycznej i wzrostu oportunizmu w Drugiej Międzynarodówce. Pisząc swoją niezwykłą analizę Imperializmu, celem Lenina było ujawnienie logiki wojny, a tym samym ustanowienie możliwości dostosowania świadomości i praktyki rosyjskiej i międzynarodowej klasy robotniczej do obiektywnych procesów, które prowadziły do rewolucji. Prawidłowe dostosowanie obiektywnej rzeczywistości i świadomości społecznej klasy robotniczej zostało zrealizowane w wyniku zdobycia władzy przez rosyjską klasę robotniczą w październiku 1917 roku.
Świat jest dziś bardziej skomplikowany niż sto lat temu. Ale zasadnicze zadanie pozostaje takie samo: Myślenie społeczne musi być zharmonizowane z rzeczywistością. Klasa robotnicza musi zrozumieć logikę obecnego kryzysu i działać w sposób, który jest obiektywnie konieczny. Nie ma innej podstawy dla takiego zrozumienia niż marksizm.
Przypisy
[1] Leon Trotsky, “What Is National Socialism?” [Czym jest narodowy socjalizm?] w: Leon Trotsky, The Struggle Against Fascism in Germany [Walka przeciwko faszyzmowi w Niemczech] (Pathfinder, Nowy Jork 1971), s. 525 (z angielskiego)
[2] Foreign Affairs, August 1, 2016 (z angielskiego)
[3] The Future of the Army, by David Barno and Nora Bensahel (The Atlantic Council, September 2016), s. 7., dostępny pod adresem: http://www.atlanticcouncil.org/publications/reports/the-future-of-the-army (z angielskiego)
[4] Ibid., S. 8-9
[5] Ibid., S. 31
[6] „What Makes a Great Power War Possible?,“ by Michael Kofman and Andrei Sushenstov, Russia in Global affairs, June 17, 2016 (z angielskiego)
[7] K. Marks i F. Engels, Listy wybrane (Książka i Wiedza, Warszawa 1951), s. 32
[8] Opublikowano w NLR, 49 (2008): 2008. Cytowany w: The Actuality of Communism, by Bruno Bosteels (Verso, Londyn 2011), s. 14-15 (z angielskiego)
[9] Cytowany w: Bruno Bosteels, Badiou and Politics (z angielskiego)
[10] Radical Philosophy, September/October 2013, s. 44 (z angielskiego)
[11] Fredric Jameson, An American Utopia: Dual Power and the Universal Army, Verso 2016 (z angielskiego)
[12] Włodzimierz Lenin, Materializm a empiriokrytycyzm, w: Dzieła wszystkie, tom 18 (Książka i Wiedza, Warszawa 1984), s. 315