Do wyborów parlamentarnych w Polsce, które odbędą się 15 października, pozostało jeszcze około dwóch miesięcy. Im bliżej daty wyborów, tym intensywniej elity polityczne wydają się pracować nad reakcyjną gorączką. Więcej zbrojeń, więcej nacjonalizmu, więcej rasizmu, a przede wszystkim więcej antyrosyjskiej histerii wojennej to główne filary. Stoi za tym strach polskiej burżuazji, która, niezależnie od sporów frakcyjnych, obawia się eksplozji społecznej. Ich rozwiązaniem jest wojna.
Polska odgrywa centralną rolę w rozmieszczeniu sił NATO przeciwko Rosji i, zgodnie z wolą partii rządzących i opozycji, ma ją jeszcze bardziej rozszerzyć. Jako centrum wschodniej flanki NATO z jej „siłami szybkiego reagowania“, które zostały zwiększone do 300 000 żołnierzy, Polska łączy kraje bałtyckie i region Morza Bałtyckiego na północy z Bałkanami i regionem Morza Czarnego na południu oraz zachodnioeuropejskimi państwami NATO.
Od początku wojny na Ukrainie Polska stała się najważniejszym węzłem dla całej logistyki wojskowej. Czy to broń, czy zagraniczni goście — wszystko ląduje w pobliżu małego polskiego miasta Rzeszów i pokonuje ostatnie 100 kilometrów na Ukrainę drogą lądową.
Sama Polska dostarczyła już Ukrainie broń i materiały o wartości ponad trzech miliardów euro, w tym około 250 czołgów. Przed dostawą niemieckich czołgów była trzecim największym dostawcą broni, wyprzedzając Niemcy. Od początku wojny w lutym 2022 roku niemal podwoiła również swój budżet wojskowy. Wzrósł on z 2,3 do ponad czterech procent produktu krajowego brutto, czyli około 28 miliardów euro. Polska postawiła sobie za cel zbudowanie największej armii lądowej w Europie, liczącej 300 000 żołnierzy.
Podczas gdy przedstawiciele wszystkich partii niestrudzenie wypowiadają modlitwę o koniecznej odpowiedzi na „rosyjską agresję“, sama Polska odegrała wiodącą rolę w sprowokowaniu rosyjskiego ataku na Ukrainę.
Już w 2008 roku ówczesny premier i dzisiejszy lider opozycji Donald Tusk porozumiał się z prezydentem USA George'em W. Bushem w sprawie ustanowienia amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, celowo intensyfikując w ten sposób konfrontację z Rosją.
Następnie Polska odegrała decydującą rolę w puczu na Majdanie w 2014 roku. Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski udał się do Kijowa wraz ze swoim niemieckim odpowiednikiem Frankiem-Walterem Steinmeierem i francuskim ministrem spraw zagranicznych Laurentem Fabiusem, aby zmusić demokratycznie wybranego prezydenta Janukowycza do rezygnacji. Sikorski, żonaty z amerykańską publicystką Anne Applebaum, jest członkiem Platformy Obywatelskiej (PO), do której należy również Tusk.
Po rozpoczęciu wojny domowej na Ukrainie, rząd przesunął punkt ciężkości polskiej armii z zachodu na wschodnią granicę. W kwietniu 2014 roku ówczesny szef rządu Donald Tusk zażądał, aby NATO przeniosło więcej wojsk do Polski. Od tego czasu polska polityka przesuwa się coraz bardziej na prawo, zarówno pod rządami PO, jak i narodowo-konserwatywnego PiS, który kieruje rządem od końca 2015 roku.
Kryzys społeczny i ksenofobia
Chociaż rząd i opozycja jednoczą się w dominującej kwestii wojny, rządzący PiS najwyraźniej obawia się, że sprzeciw wobec polityki wojennej i jej niszczycielskich konsekwencji społecznych wybuchnie gdzie indziej.
To ludzie pracy muszą w pełni ponosić ogromne koszty zbrojenia i wojny. Od początku wojny inflacja gwałtownie wzrosła. W pewnym momencie wynosiła około 18 procent, a ceny żywności w niektórych przypadkach nawet się podwoiły w zeszłym roku. W międzyczasie oficjalna stopa inflacji spadła do 11-12%, a żywności do nieco poniżej 20%. Według oficjalnych danych OECD, średnia siła nabywcza polskich płac spadła o 7% tylko w ciągu ostatniego roku.
Rząd próbował złagodzić społeczne konsekwencje inflacji za pomocą szeregu dotacji i obniżek podatków, ale równie szybko je wycofał, gdy inflacja spadła. Jedyną kroplą w morzu jest zawieszenie podatku VAT na żywność. Niemniej jednak żywność w Polsce jest tylko nieznacznie tańsza niż w sąsiednich Niemczech, a płace są tylko o połowę wyższe. Czynsze również eksplodowały w ostatnim czasie, osiągając poziom zachodnioeuropejski w dużych miastach, takich jak Warszawa i Kraków.
W ostatnich latach wielokrotnie dochodziło do masowych protestów przeciwko niemożliwym do utrzymania warunkom społecznym i politycznym w Polsce. Na przykład we wrześniu 2021 r. dziesiątki tysięcy lekarzy, pielęgniarek i innych robotników służby zdrowia walczyło o wyższe płace i lepsze warunki pracy. A w czerwcu tego roku prawie pół miliona osób protestowało w Warszawie przeciwko wysiłkom PiS zmierzającym do ustanowienia dyktatorskich rządów.
Rząd PiS reaguje na kryzys społeczny i opór wobec niego wypróbowanymi metodami skrajnej prawicy. Rozpętuje nacjonalistyczną kampanię i próbuje przekierować napięcia społeczne na najsłabszych w społeczeństwie, uchodźców i migrantów. Jednocześnie z wyborami parlamentarnymi planuje referendum, w którym wyborcy zostaną poproszeni o udzielenie odpowiedzi na cztery wiodące pytania, które zostaną wykorzystane między innymi do podsycania rasizmu i wrogości wobec uchodźców.
Część demagogii rządu PiS jest również skierowana przeciwko Unii Europejskiej, z którą jest w sporze prawnym w kilku kwestiach. Jednocześnie Polska jest gospodarczo zależna od funduszy unijnych i rynku europejskiego. Lider opozycji Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej przez pięć lat.
„Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?“ — to jedno z pytań referendalnych.
W towarzyszącym wyborom wideo PiS miesza głosy polityków opozycji ze scenami płonących samochodów, wandalizmu i zakapturzonego czarnoskórego mężczyzny odbijającego nóż. „Czy chcecie, żeby tak było w Polsce? Czy chcecie przestać być panami własnego kraju?“ — pyta szef rządu Mateusz Morawiecki. Prymitywne i odrażające obrazy przywołują skojarzenia z nazistowskim dziennikiem nienawiści Der Stürmer.
Ale każdy, kto myśli, że to plugastwo pochodzi tylko od PiS, jest daleki od prawdy. Wcześniej lider opozycji Tusk wykorzystał zamieszki we Francji po zabójstwie policjanta jako okazję do tyrady na Twitterze. — Polacy muszą odzyskać kontrolę nad swoim krajem i jego granicami! — zażądał. Tusk oskarżył lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego o wpuszczenie do kraju 130 000 imigrantów zarobkowych z Indii, Nigerii i Pakistanu „szybko i łatwo“ tylko w zeszłym roku.
Jednak nie tylko w Polsce polityka azylowa coraz częściej nosi znamiona faszystowskiej. Kampania antyuchodźcza szaleje w całej Europie, kosztując życie tysięcy uchodźców.
Inne pytanie referendalne ma również cel antyuchodźczy. „Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?“ — czytamy.
Odnosi się to do ogrodzenia granicznego o wysokości 5,5 metra i długości 186 km, które zostało ukończone w 2022 r., jest strzeżone przez kamery wideo i uzbrojone patrole wojskowe i kosztowało 350 mln euro. Polska i UE oskarżają Białoruś o prowadzenie „wojny hybrydowej“ — nieludzkim językiem — poprzez umożliwienie uchodźcom dotarcia do granicy. Zapora jest częścią ponad 2000 kilometrów ogrodzenia granicznego „twierdzy Europa“.
Uzbrojenie i plany wojenne
Faszystowską agitację przeciwko uchodźcom uzupełnia intensywna kampania militarystyczna.
15 sierpnia, w tradycyjne „Święto Wojska“ w Warszawie pod hasłem „Silna Biało-Czerwona“ odbyła się największa defilada wojskowa od końca stalinowskiego PRL. 2 000 żołnierzy armii polskiej i sojuszników NATO przemaszerowało w rytm muzyki marszowej i w morzu flag narodowych obok głównej sceny, gdzie prezydent Duda, premier Morawiecki i minister obrony Błaszczak odebrali defiladę. Uzupełnieniem pokazu było 200 pojazdów na drogach i około 100 samolotów na niebie.
Strona internetowa Ministerstwa Obrony z dumą wymienia najnowszy sprzęt zakupiony w ramach ogromnego programu modernizacji sił zbrojnych. W zeszłym roku rząd sfinalizował kontrakty obronne o wartości 15 miliardów dolarów tylko na 1300 amerykańskich czołgów Abrams i południowokoreańskich K2.
W całym kraju odbyło się również około 70 tak zwanych „pikników wojskowych“, na których prezentowano również sprzęt wojskowy, a lokalni politycy, w otoczeniu przedstawicieli wojska i milicji, weteranów i nieletnich harcerzy, wygłaszali „patriotyczne“ przemówienia.
Stowarzyszenie Harcerskie i narodowa milicja WOT podpisały porozumienie o współpracy w 2020 r., a nowy przedmiot „edukacja dla bezpieczeństwa“, w tym szkolenie strzeleckie, został wprowadzony do polskich szkół od 8 klasy. Podkreśla to, jak daleko posunięta jest militaryzacja całego społeczeństwa.
Również w tym przypadku opozycja podąża tym samym kursem co rząd i czasami atakuje go z prawej strony. Na przykład „ustawa o obronie ojczyzny“ dotycząca zbrojenia wojska została przyjęta niemal jednogłośnie w obu izbach polskiego parlamentu.
Również w tym przypadku opozycja wyraziła krytykę z prawej strony. Jednym z zarzutów było to, że ilościowa rozbudowa armii do 300 000 ludzi nie była celowa i że potrzebna była większa jakość. Innym zarzutem było to, że wydatki na obronność, które ostatnio wzrosły do 4,0% PKB, nie powinny być finansowane długiem, ale powinny im towarzyszyć cięcia socjalne.
Staje się coraz bardziej jasne, że Polska nie tylko masowo się zbroi, ale przygotowuje się do bycia pierwszym mocarstwem NATO, które interweniuje z własnymi żołnierzami w wojnie na Ukrainie lub otwiera nowy front przeciwko Białorusi.
Od pewnego czasu Polska rozmieściła 2000 żołnierzy, a także 5000 uzbrojonych wojskowo strażników granicznych na granicy z Białorusią, aby odeprzeć „ataki hybrydowe“. W czerwcu Polska pięciokrotnie zwiększyła liczbę swoich żołnierzy na granicy: 4000 ma stacjonować na stałe w ramach nowej grupy zadaniowej „Rengaw“, pozostałe 6000 ma być w rezerwie. „Azyl“ zaoferowany przez Białoruś najemnikom Wagnera i ich przywódcy Prigożynowi po nieudanej próbie zamachu stanu posłużył jako pretekst.
Od tego momentu narastają doniesienia o rzekomym zagrożeniu ze strony najemników Wagnera, którzy w przebraniu uchodźców mogą przeniknąć do Polski i zdestabilizować sytuację w kraju. W rzeczywistości nawet amerykański Instytut Studiów nad Wojną (Institute for the Study of War – ISW) odniósł się w raporcie sytuacyjnym pod koniec czerwca tylko do nowego wojskowego obozu namiotowego dla 30-50 osób w pobliżu Asipowicz, ponad 300 km od granicy. Nowsze raporty ISW odnoszą się nawet do wycofania personelu Wagnera.
Niedawno rzekome naruszenie przestrzeni powietrznej przez dwa białoruskie śmigłowce zostało przekształcone przez media w prowokację wojskową na podstawie postów w mediach społecznościowych.
Coraz wyraźniej widać, że trwają gorączkowe prace nad planami interwencji polskiego wojska. Jarosław Kaczyński, lider rządzącej partii PiS, już wkrótce po rozpoczęciu wojny wezwał do natowskiej „misji pokojowej“ w celu wsparcia Ukrainy. W maju ubiegłego roku emerytowany amerykański generał Jack Keane wspomniał o „międzynarodowej koalicji“ w celu zabezpieczenia kontroli nad Morzem Czarnym przed Rosją.
W marcu tego roku polski ambasador w Paryżu, Jan Emeryk Rościszewski, otwarcie zagroził interwencją wojskową w wywiadzie dla francuskiej stacji telewizyjnej LCI. — Jeśli Ukraina nie obroni swojej niepodległości, nie będziemy mieli innego wyboru, będziemy zmuszeni wejść w konflikt — powiedział. Niedawna katastrofalna porażka ukraińskiej letniej ofensywy, przyznana w Washington Post, nadaje tej groźbie nowe znaczenie.
Już teraz Polski Korpus Ochotniczy (PDK) otwarcie walczy na Ukrainie u boku skrajnie prawicowego Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego. Ostatnio pojawiły się oskarżenia ze strony Rosji, że litewsko-polsko-ukraińska brygada (LITPOLUKRBRIG), założona w 2009 roku, może odegrać kluczową rolę w interwencji, ponieważ składa się z żołnierzy NATO i spoza NATO.
Tak więc jesienne wybory przejdą do historii jako „wybory wojenne“. Niezależnie od tego, która zdyskredytowana, prawicowa partia zwycięży, nie zmieni to rozwoju wojny. Tylko niezależny ruch międzynarodowej klasy robotniczej może powstrzymać wojenne szaleństwo.