W ciągu ostatniego półtora tygodnia prasa zachodnia podchwyciła historię, o której po raz pierwszy napisał New York Times, a która dotyczyła rzekomo brawurowej ucieczki z Rosji Mariji Alochiny, członkini antyputinowskiej grupy punkrockowej Pussy Riot.
O zespole po raz pierwszy zrobiło się głośno w lutym 2012 roku, kiedy to w moskiewskiej katedrze Chrystusa Zbawiciela przeprowadzili nieautoryzowany występ, podczas którego wykrzykiwali hasła wrogie wobec przywódcy Kremla i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. W efekcie trzech z nich trafiło do więzienia, co było częścią szerszej rozprawy z antyrządową opozycją. W sierpniu tego samego roku Alochina, matka czteroletniego dziecka, otrzymała wyrok dwóch lat więzienia za „chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną“. W grudniu 2013 roku parlament udzielił amnestii jej i innym skazanym i wypuścił ich na wolność.
Ataki Pussy Riot na rząd Putina nie wykraczają poza bardzo ograniczoną krytykę antydemokratycznego charakteru Kremla i jego powiązań z nacjonalistyczną, zacofaną i obskurancką rosyjską kapłańszczyzną. Samookreślająca się jako anarchistyczna grupa feministyczna ma bliskie związki z prawicowo-liberalną opozycją rosyjską. Nigdy nie przejawiała najmniejszego współczucia dla społeczno-ekonomicznego ucisku klasy robotniczej w Rosji. Na Zachodzie są fetowane jako „bojowniczki o wolność“ i przy wsparciu Komisji Europejskiej założyły serwis informacyjny Mediazona, którego reportaże koncentrują się na represjach i brutalności rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości.
Kiedy w kwietniu 2022 r. przebrała się za kuriera, opuściła swoje moskiewskie mieszkanie i w jakiś sposób udało jej się uniknąć wykrycia podczas przekraczania granicy rosyjskiej i białoruskiej, a następnie przez Litwę przedostać się na Islandię. Przebywała na pewnego rodzaju warunkowym zwolnieniu, które wkrótce miało zostać zamienione na 21-dniowy pobyt w kolonii karnej.
Okoliczności wyjazdu Alochiny są takie, że można jedynie przypuszczać, iż służby bezpieczeństwa Rosji lub jakaś ich część pozwoliła jej wyjechać, ponieważ nie jest możliwe, aby jeden z najbardziej znanych antyputinowskich działaczy, który jest pod stałą obserwacją, uniknął wykrycia dzięki kostiumowi dostawcy żywności i wizie litewskiej. Od samego początku musiało być jasne, że odegra ona rolę w antyrosyjskiej kampanii Zachodu.
Już teraz okazuje się, że tak właśnie jest. W niedawnym artykule New York Timesa, w którym opisała swój wyjazd z Rosji, Alochina wykroczyła poza krytykę rządu Putina czy nawet żądanie jego upadku i podkreśliła, że sama obecność Rosji na świecie jest bezprawna i nie do obrony.
— Uważam, że Rosja nie ma już prawa istnieć —powiedziała gazecie, twierdząc, że jej „wartości“ są tak zdegradowane, że kraj jest nie do uratowania. — Już wcześniej pojawiały się pytania o to, jak jest zjednoczona, jakimi wartościami i dokąd zmierza. Ale teraz nie sądzę, żeby to było już pytanie —oświadczyła.
Jej słowa nie są dobrane przypadkowo. Wskazując rosyjskie „wartości“ — będące częścią kultury danego społeczeństwa — jako źródło problemu, Alochina, która rozgościła się w „społeczności artystów“ w Islandii, opowiada się za zniszczeniem tego społeczeństwa jako rozwiązaniem jego bolączek. W jej wizji Rosji nie ma podziałów klasowych, nie ma wyzysku mas pracujących przez klasę rządzącą, nie ma różnic w „wartościach“ na dole i na górze. Nie ma też amerykańskiego imperializmu, ani tym bardziej jego „wartości“ śmierci i zniszczenia. Mamy wierzyć, że „wartości“ Waszyngtonu i Brukseli są szczytem ludzkiej wolności.
Wszystko to doskonale pasuje do propagandy wojennej, która wylewa się z kanałów informacyjnych, salonów władzy i wpływowych instytucji w USA i Europie. Rosyjska kultura, rosyjscy ludzie i rosyjscy artyści są atakowani jako źródło problemu w takim samym stopniu jak Kreml, przekształcani w uzasadnione cele odwetu. Istnieją jednak pewne wyjątki.
Promocja Pussy Riot następuje wraz z rosnącą uwagą mediów na temat trudnej sytuacji antyputinowskiej klasy średniej i wyższej klasy średniej w Rosji. Dziesiątki tysięcy ludzi opuściło ostatnio swoje wygodne mieszkania w Moskwie, Petersburgu i innych miastach, osiedlając się w takich miejscach jak Gruzja, Armenia, Stambuł i Kazachstan. Uciekają informatycy, profesorowie uniwersyteccy, menedżerowie średniego i wysokiego szczebla w przedsiębiorstwach prywatnych i państwowych, dziennikarze, prawnicy, pracownicy najważniejszych instytucji kulturalnych i inni.
Tempo, w jakim wielu opuściło Rosję, jest niezwykłe. Na przykład do 13 marca New York Times opisał przypadek 25-letniego mężczyzny, obecnie przebywającego w Armenii, który w ciągu kilku tygodni od inwazji „rzucił pracę prawnika w rosyjskim państwowym banku Sberbank, uporządkował swoje sprawy finansowe, sporządził testament i pożegnał się z matką“.
Niezależnie od ich sprzeciwu wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę — który często wynika z postawy proamerykańskiej i pronatowskiej — ich główną motywacją do opuszczenia Rosji jest wpływ zachodnich sankcji na ich poziom życia i styl życia. Warstwy te skorzystały na gwałtownym wzroście nierówności społecznych w epoce postsowieckiej, a zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat pod rządami Putina. Niektórzy z nich mogli być długoletnimi krytykami Kremla i aktywnymi członkami „liberalnej“ opozycji, podczas gdy inni bez wątpienia dostosowali się do polityki władz w Moskwie tak długo, jak długo zapewniała im ona akceptowalną pozycję społeczną. Łączy ich absolutna determinacja, aby nie podzielić losu rosyjskiej klasy robotniczej, którą dotyka utrata miejsc pracy i inflacja.
Zarówno New York Times, jak i Foreign Affairs zamieściły ostatnio artykuły o próbach i kłopotach tych warstw, które otwierają zagraniczne konta bankowe, podejmują zdalną pracę w innym miejscu, załatwiają długoterminowe wizy oraz znajdują sklepy i restauracje spełniające ich wymagania. Na zdjęciach widać, jak popijają wino w kawiarniach na świeżym powietrzu w Stambule, pracują pilnie przy laptopach w nowych mieszkaniach w Erewaniu i trzymają w górze znaki na demonstracjach proukraińskich.
Z punktu widzenia Zachodu główną obawą związaną z tymi siłami społecznymi jest to, że mogą one zostać zmobilizowane do stworzenia aktywnej, antyputinowskiej opozycji poza granicami Rosji, zdolnej jednak do wywierania wpływu na jej politykę wewnętrzną. W artykule Foreign Affair „Ucieczka z Moskwy“ z 13 maja, rzecznik czołowego amerykańskiego think tanku Council on Foreign Relations, z entuzjazmem odnotował historycznie ważną i prawicową rolę, jaką odgrywają rosyjscy zesłańcy. Apeluje o tworzenie nowych instytucji szkolnictwa wyższego i mediów, które mogłyby zatrudnić dzisiejszych uciekinierów z Kremla i przekształcić ich w broń ideologiczną.
„Wobec setek tysięcy Rosjan na kontynencie europejskim nadszedł czas, by rządy państw europejskich zaczęły patrzeć na tę wygnaną ludność w sposób bardziej strategiczny. Zamiast pozostawać w defensywie i próbować odeprzeć kampanie dezinformacji i cyberwojny, które Moskwa kieruje przeciwko Zachodowi, powinny one wykorzystać to ważne źródło informacji do prowadzenia nowego rodzaju wojny informacyjnej przeciwko Kremlowi. I nawet jeśli zachodnie media słusznie skupiają się na uchodźcach z Ukrainy, rządy państw europejskich powinny uważać, by nie wpaść w pułapkę postrzegania samych rosyjskich uchodźców jako wrogów, a nie ważnych sojuszników w walce z reżimem Putina“ — radzi magazyn.