Wydarzenia zeszłego tygodnia przejdą do historii jako kamień milowy w rozwoju imperializmu XXI wieku. Na przestrzeni kilku dni Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy nasiliły swoje działania wojenne w Syrii po wzmożeniu przez Francję w zeszłym miesiącu bombardowań w Syrii.
Pretekstem do działań są paryskie ataki terrorystyczne z 13 listopada, po których w środę doszło do makabrycznej masowej strzelaniny w San Bernardino w Kaliforni. Powody przedstawione społeczeństwu mają jednak mało wspólnego ze strategicznymi dyskusjami jakie mają miejsce wśród dowódców wojskowych i szefów wywiadu.
Jakkolwiek tragiczne są zabójstwa 130 osób w Paryżu i 14 w San Bernardino, nie mogą one dać wytłumaczenia dla nagłego i konwulsyjnego nasilenia działań wojennych głównych mocarstw imperializmu na Bliskim Wschodzie. Należałoby przypomnieć, że w 1915 roku po zatopieniu statku RMS Lusitania, w którym straciło życie 1198 osób, Stany Zjednoczone powstrzymały się od włączenia do I wojny światowej. W tamtym to czasie amerykańska klasa rządząca była ciągle podzielona w kwestii celowości swej interwencji w wojnie światowej.
Podstawowym motorem akcji wojennej w Syrii są te same siły, jakiebyłymotywacją dla imperialistycznego podziału Bliskiego Wschodu jako całości: interesy miedzynarodowego kapitału finansowego. Główne mocarstwa imerialistyczne wiedzą, że jeśli mają mieć coś do powiedzenia w sprawie podziału łupów, muszą także wziąć na siebie ciężar zabijania.
Pęd do wojny na Bliskim Wschodzie jest głęboko niepopularny, co wyjaśnia szaleńczą pogoń za wykorzystaniem niedawnych ataków, obok atmosfery strachu wytworzonej przez media, do jak najszybszego przeforsowania działań. Weźmy pod uwagę wydarzenia zeszłego tygodnia:
We wtorek administracja Obamy oświadczyła, że wyśle nowy kontyngent sił specjalnych teoretycznie skierowany przeciwko Państwu Islamskiemu w Iraku i Syrii (ISIS lub ISIL). Podczas konferencji prasowej, jaka odbyła się w tym samym dniu, Obama powtórzył, że jakiekolwiek porozumienie w sprawie wojny w Syrii musi zawierać kwestię usunięcia kluczowego sojusznika Rosji, prezydenta Baszar al-Assada.
W środę parlament brytyjski zagłosował za wojskowym wsparciem dla działań w Syrii po tym, jak lider Partii Pracy, Jeremy Corbyn, utorował drogę wojnie poprzez zgodę na prawo "wolnego głosu" deputowanym parlamentu z ramienia swej partii. Brytyjskie samoloty bojowe niezwłocznie rozpoczęły bombardowanie celów w Syrii w środę wieczorem, podczas gdy premier David Cameron zadenuncjował każdego, kto opowie się przeciwko wojnie, jako "sympatyka terrorystów."
W piatek niemiecki Bundestag prawie bez żadnej dyskusjipospieszył z głosowaniem za włączeniem się do wojny w Syrii. Parlamentarna aprobata wojny nastąpiła po wcześniejszej decyzji rządu, by wysłać w ten region 1200 żołnierzy, 6 samolotów zwiadowczych Tornado i okręt wojenny.
Następnie podczas weekendu amerykańskie media i elity polityczne rozpoczęły wykorzystywanie zabójstw w San Bernardino w Kaliforni w celu wywarcia nacisku co do rozszerzenie akcji wojennych. Kandydaci na prezydenta z ramienia partii republikańskiej wydali napastliwe oświadczenie utrzymujące, że USA staje w obliczu "następnej wojny światowej" (gubernator stanu New Jersey, Chris Christie), że "naród potrzebuje prezydenta na czas wojny" (senator stanu Teksas, Ted Cruz), i że "oni wydali nam wojnę, więc my musimy im wydać wojnę." (były gubernator stanu Floryda, Jeb Bush).
W przemówieniu wygłoszonym w niedzielny wieczór Obama bronił swej polityki dotyczącej Syrii przed atakami ze strony republikanów, wygłaszając ponownie swój sprzeciw wobec masowej akcji zbrojnej sił lądowych w Iraku i Syrii na rzecz wzmożonych ataków powietrznych, finansowania grup wewnątrz Syrii i użycia wojsk z krajów sąsiednich. Wychwalając posunięcia Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, Obama oświadczył: ” Od ataków w Paryżu [13 listopada], nasi najbliżsi sojusznicy...zwiększyli swój wkład w naszą operację wojenną, co pomoże nam przyspieszyć wysiłki w celu zniszczenia ISIL."
W trakcie swych nacisków na działania wojenne ani Obama, ani żadna część elity rządzącej nie jest w stanie powiedzieć nic na temat rzeczywistych korzeni ISIS, co niszczy pretekst do "wojny z terroryzmem", jaka przez ostatnie 15 lat leży u podstaw polityki zagranicznej USA.
W swej niedzielnej przemowie Obama w zawoalowany sposób nawiązał do rozrostu ISIS "pośród chaosu wojny w Iraku a następnie w Syrii," jakby nie miało ono żadnego związku z samą polityką USA. W rzeczywistości USA i ich sojusznicy najpierw nielegalnie okupowali i zdewastowali Irak, tworząc następnie grupy islamskich fundamentalistów w Syrii, z których wywodzi się ISIS, jako bodźca do wojny przeciwko syryjskiemu prezydentowi Baszar al-Assadowi.
Bojownicy ISIS, którzy dowodzili atakami w Paryżu, mieli możliwość swobody podróżowania do i z Syrii, ponieważ tysiące podobnych im młodych ludzi podróżowało przy poparciu rządu z Europy do Syrii by wziąć udział w wojnie przeciwko Assadowi.
Jeśli chodzi o atak w San Bernardino, funkcjonariusze powołali się na podróż dwóch napastników do Arabii Saudyjskiej i na ich kontakt z osobami związanymi z Frontem Al- Nusra by usprawiedliwić określnie strzelaniny mianem ataku terrorystycznego. Arabia Saudyjska, centrum finansowe poparcia dla grup islamskich fundamentalistów na Bliskim Wschodzie, jest kluczowym sojusznikiem USA w tym regionie a Front Al-Nasra, powiązany z Al-Qaedą, jest de facto sojusznikiem USA w Syrii.
Działania mocarstw imperialistycznych nie sąodpowiedzią na ostatnie ataki, lecz raczej realizacją długoletnich planów i ambicji. W Wielkiej Brytanii tegotygodniowe głosowanie odwraca głosowanie Izby Gmin z 2013 roku odrzucające możliwość udziału w planowanej i kierowanej przez USA wojnie z reżimem Assada. Klasa rządząca Niemiec domagała się możliwości odgrywania dużo większej czynnej militarnie roli by zapewnić sobie dominującą pozycję w Europie.
Jeszcze przed atakami w San Bernardino wśród politycznego establiszmentu i mediów w Stanach Zjednoczonych odzywały się natarczywe nawoływania do wysłania sił lądowych i wprowadzenia strefy zakazu lotów w Syrii.
Imperialistyczne mocarstwa pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, od ponad ćwierć wieku zaangażowane są w niekończącą się wojnę ześrodkowaną na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej. Zabitych zostało ponad milion ludzi a miliony zamienionych zostało w uchodźców. Po wojnach w Afganistanie i Iraku podczas rządów administracji Busha, Obama nadzorował wojnie w Libii oraz wspieranym przez CIA operacjom zmiany reżimów na Ukrainie i w Syrii. Katastrofalne konsekwencje każdej z tych operacji umożliwiły ekspansję i intensyfikację wojny.
To, co się dzieje to ponowny podział i rekolonizacja świata. Wszystkie stare mocarstwa tłoczą się, by dobrać się do własnej części łupu. Rozgrywający się obecnie w centrum bogatych złoż ropy Bliskiego Wschodu konflikt w Syrii rozwija się w wojnę zastępczą z Rosją. Po drugiej stronie terytorium Eurazji, na Morzu Południowochińskim USA rozpoczyna coraz bardziej prowokacyjne działania przeciwko Chinom.
Dzisiejsza sytuacja geopolityczna jest najbardziej wybuchowa od przedednia II wojny światowej. Osaczona niemożliwym do rozwiązania kryzysem ekonomicznym i społecznym, co do którego nie znajduje żadnego postępowego rozwiązania, klasa panująca coraz bardziej widzi wojnę i grabież jako jedyną możliwą odpowiedź.
7 grudzień 2015